Beauty w Polsce

Switch to desktop Register Login

Chirurgia plastyczna

Piękne do bólu

Piękne do bóluTelewizyjny program „Chcę być piękna” miał zmienić wygląd uczestniczek, ale przy okazji przemeblował ich życie. Nie zawsze tak, jak to sobie wyobrażały.

Metamorfozę pani Renaty z Białogardu będziemy mogli podziwiać na ekranie już dziś. Czy ona sama zobaczy tę dokumentację zmagań z własnym ciałem, w pewnej mierze zależy od komornika. Od kilku tygodni grozi jej eksmisja za niespłacany kredyt hipoteczny.

Przed telewizorami zasiądą na pewno mieszkańcy Białogardu, gdzie wszyscy wiedzą, że w programie będą momenty. – Koledzy najstarszego syna Mateusza już mu zapowiedzieli, że oglądną cycki jego matki żali się pani Renata. Pokazywanie uczestniczek nago to dla niej zaskoczenie. Trudno powiedzieć, co sobie wyobrażała, zgłaszając się do programu, gdzie na oczach co najmniej trzech milionów Polaków miała zoperować sobie niesymetryczny biust.
Posiadaczka imponujących silikonowych wkładek o rozmiarze 275, które jej właśnie wszyto i dzięki którym przeskoczyła z miseczki C na D, na życie patrzy z większym optymizmem. Najwięcej pewności siebie nabrała po wizycie w lokalnym sklepie spożywczym, gdzie na pierwszy rzut oka nie została rozpoznana. – Dopóki się nie odezwałam, dziewczyny w ogóle nie wiedziały, że to jestem ja. Tylko głos mnie zdradził. Poczułam, że jestem nowym, lepszym człowiekiem – wyznaje.
Z pisanego wspólnie z rodziną i zaprzyjaźnioną sąsiadką listu, jaki wysłała do Polsatu, wynikało, że zmiana wyglądu to dla niej furtka do ułożenia sobie życia po dwóch byłych małżeństwach i trzecim niedoszłym. Po cichu liczyła również, że jej występ zwróci czyjąś uwagę i rozwiąże problem sięgającego niemal 70 tysięcy długu. – No i mam te 70 tysięcy, ale w zębach. Z facetami tak mi się poprawiło, że były mąż zapowiedział, że się do mnie wprowadzi. A Darek, który zerwał ze mną na tydzień przed ślubem, teraz znów chce do ołtarza – mówi załamana.
Pani Małgosia nie poprzestała na powiększeniu piersi, zoperowaniu nosa, liftingu twarzy i wygładzeniu skóry ud. Zaraz po programie postanowiła jeszcze na własną rękę dokonać liftingu 12-letniego związku z mężem. Wyszło tak sobie. Tydzień po programie byli już w separacji. Kroplę, która przelała czarę goryczy, zarejestrowała kamera: okazało się, że w czasie ponadsześciotygodniowej rozłąki mąż nie poradził sobie z dwuipółletnią córką.
Oczekiwania, że udział w programie pomoże naprawić ich małżeństwo, raczej się nie sprawdziły. Zmiana wizerunku dodała jej sił i pewności siebie. Pozwala zachować spokój nawet w tak stresujących chwilach jak comiesięczne odnotowanie się w urzędzie pracy. Tym razem poszło o tyle łatwiej, że urzędniczki nie mogły wyjść z podziwu nad zmianami, jakie zaszły w ich podopiecznej. Same zrewanżowały się rozmową na temat własnych fizycznych mankamentów, które chciałyby usunąć. Oczywiście nie na oczach milionów Polaków.
Pani Wioletta, z zawodu policjantka, twierdzi, że w jej życiu nic się nie zmieniło. Miała kochającego męża. – I mam nadal – mówi. Miała świetną pracę. – I mam nadal – dodaje. Kiedy pytam, po co poszła do programu, ucina rozmowę.

Polsat ściga się z TVN
Pionierami operowania na ekranie są Amerykanie. W 2002 roku telewizja ABC ze swoją „Ekstremalną przemianą” otworzyła puszkę Pandory z ludzkimi obsesjami. Na tej pożywce MTV zmienia ludziom twarze na wzór ich filmowych idoli. Pomysł stworzenia polskiego makeover, czyli niezwykłej fizycznej przemiany na oczach telewidzów, chodził po głowie niejednemu producentowi telewizyjnemu. – Ale wcześniej nie było klimatu. Nawet gwiazdy nie chciały się publicznie chwalić operacjami, a co dopiero namówić na to sklepowe – mówi jeden ze speców od telewizyjnych reality.
Pierwszym sukcesem okazała się emisja holenderskiego hitu „Make Me Beatiful” (wzór „Chcę być piękna”) na antenie TV4. Spece od marketingu zaraz potem policzyli, że skoro 84 procent Polek nie jest zadowolonych ze swojego wyglądu, to trzeba kręcić polską wersję. Czasu było mało, bo zajawki zachęcające do udziału w „Chcę być piękna” pojawiły się 9 grudnia. A już 18 lutego ze stołu operacyjnego zeszła pierwsza pacjentka.
Pośpiech był wskazany, bo rywalizującym na śmierć i życie prywatnym stacjom telewizyjnym chodziło o śmietankę, jaką spija lider. TVN Style razem z miesięcznikiem „Claudia” ogłosił program upiększenia 12 wybranych czytelniczek już w lipcu 2005 roku. Polsat musiał podgonić i wygrał. „Młodsza, piękniejsza, szczęśliwsza” pojawi się w TVN Style dopiero po świętach Wielkanocy. Gonił również kalendarz. Jeśli zachęcać Polki do przemiany w bóstwo, to tylko na wiosnę, kiedy po zdjęciu zimowych ubrań zobaczą fałdki tłuszczu.
Pierwszy casting zorganizowano we Wrocławiu, gdzie swoją siedzibę ma firma ATM, producent programu. Żeby zostać zaproszoną, trzeba było najpierw wysłać SMS za ponad pięć złotych. Już na samych SMS-ach Polsat sporo zarobił, bo zgłosiła się rekordowa liczba uczestniczek – około stu tysięcy. Po przyjęciu zgłoszenia trzeba było wysłać do realizatorów list plus zdjęcia. – Przejrzenie tych wszystkich listów to był koszmar – wspomina Karol Zjawin z ATM. – Fala ludzkiego nieszczęścia, która nas zalała, była przerażająca.
Część czytających listy po kilku dniach była na skraju załamania nerwowego. – Alkohol i wszystkie związane z nim koszmary. Bicie. Fizyczne ułomności plus wszelkie możliwe nieszczęścia rodzinne. No i w łóżku nie bardzo. Nigdy nie przypuszczałem, że życie Polek może być tak straszne – dodaje Zjawin.
Jednak na antenie zobaczymy tylko ułamek ludzkich nieszczęść, żeby za bardzo nie zniechęcić widzów do oglądania. Podstawowym kryterium było nie tyle posiadanie chwytliwej historii, ile przede wszystkim wygląd. Idealna kandydatka musiała mieć... w miarę idealne ciało. – W sześć tygodni można wiele dokonać, ale nie ma co liczyć na cud. Musieliśmy wybierać panie, które rokowały pożądane zmiany w odpowiednim czasie – tłumaczy doktor Andrzej Sankowski, pionier chirurgii plastycznej w Polsce.
W pierwszej kolejności odpadły kobiety ze sporą nadwagą. W czasie liposukcji, czyli odsysania tłuszczu, można odciągnąć około trzech litrów tkanki tłuszczowej, co wystarcza na korektę sylwetki. Żadna dieta ani siłownia nie pomogą zgubić nadwagi w kilka tygodni. Selekcjonerzy starali się również nie igrać z naturą. Stara skóra kiepsko się goi, a prawdopodobieństwo powikłań jest znacznie większe. Dlatego najstarsza uczestniczka ma nieco ponad 50 lat.

Prawda historii i prawda ekranu
Tego, co tak naprawdę się wydarzyło w czasie sześciu tygodni, które uczestniczki programu spędziły w odosobnieniu, raczej się nie dowiemy. Polsat zabezpieczył się przed tym groźbą stu tysięcy złotych kary dla zbyt gadatliwych. Tak samo jak lekarze. – Przed każdą operacją zostałyśmy poinformowane o wszelkich możliwych powikłaniach i podpisałyśmy zobowiązanie, że w razie ich wystąpienia nie będziemy dochodzić swoich praw przed sądem – mówi jedna z uczestniczek.
Co działo się poza obiektywem kamery, można wyczytać między wierszami. Na początku pierwszego odcinka widz jest zachęcany do oglądania słowami: „Aby rozpocząć nowe życie, gotowe są znieść ból, tęsknotę i wiele wyrzeczeń”. I jak mówią uczestniczki, jest w tym więcej prawdy, niż się komukolwiek może wydawać. Pewnych rzeczy trzeba się domyślić.
Panie mieszkały nie w apartamentach, ale dwuosobowych pokojach. Limuzyna była tylko jednorazowym rekwizytem. Metalowy kuferek z kosmetykami od jednego ze sponsorów programu podobno nieprzypadkowo wręczano zamknięty.
Kasia z Lublina, którą mogliśmy podziwiać w pierwszym odcinku, na początku przedstawiona jest jako zakompleksiona bidula ze zbyt dużym nosem i tłustymi włosami. To z pewnością pasuje do wizji programu, ale jakoś kłóci się z wizerunkiem zaradnej dziewczyny po studiach mającej mały sklep i pokaźną baterię kosmetyków, co niechcący uchwyciła kamera.
Na pewno pamiątką po programie będą kreacje od Ewy Minge i piękny uśmiech, bo dentyści poszli na całość. Paradoksalnie to oni ponieśli jedne z największych kosztów, bo wyszło na to, że Polki są równie piękne, co zaniedbane. – Kwestia zaniedbania to temat delikatny. Osobiście preferowałem panie zadbane. Dawało to szanse, że nie zmarnują daru, jaki dostały od twórców programu. Jeśli ktoś zaniedbywał się wcześniej, to są małe szanse, że nagle zmieni podejście – tłumaczy doktor Sankowski.
38-letnia Renata przed programem miała 12 własnych zębów. Po konsultacji z dentystami okazało się, że trzeba je usunąć albo spiłować. W efekcie na stole operacyjnym spędziła ponad pięć godzin, a na fotelu dentystycznym ponad 20. Ale sprawdziły się obawy doktora Sankowskiego i pani Renata znów pali. Śnieżnobiałym uśmiechem wartym 70 tysięcy złotych nie będzie się cieszyć zbyt długo.

Karuzela z madonnami
Po co te kobiety poszły do tego programu? – to najczęściej zadawane na forach internetowych pytanie. Alicja Głębocka, psycholog kierująca zespołem zajmującym się badaniami nad wizerunkiem ciała, zna odpowiedź. – Poszły, bo chciały się poczuć piękniejsze, i mają do tego święte prawo. Żyjemy coraz dłużej i coraz dłużej jesteśmy aktywni zawodowo, towarzysko, seksualnie. Nie ma nic złego w tym, że ktoś chce czuć się lepiej – mówi. Tym bardziej że poprzeczka poszła w górę. – Niejedna kobieta, która narzeka na swój wygląd, w latach 50. czy 60. mogłaby być modelką. Teraz na wybiegi trafiają dziewczyny już tak chude, że z medycznego punktu widzenia cierpią na zaburzenia wagi – dodaje.
Kwestie poprawiania wyglądu budzą skrajne emocje. W zeszłym roku na zorganizowanym przez wpływową organizację katolicką Opus Dei światowym sympozjum lekarze doszli do wniosku, że chirurgię plastyczną w jej obecnym kształcie należałoby właściwie zarzucić. Większość pacjentek chirurgów powinno się kierować do psychologów, ewentualnie psychiatrów, a na operacyjny stół powinny trafiać jedynie te z utrudniającymi życie defektami i po wypadkach.
Doktor Głębocka jest jednak zwolenniczką prawa do poprawiania swojego wyglądu. – Operacje plastyczne to nie są fanaberie. Poprawiając wygląd, poprawia się jakość życia – tłumaczy. Chyba że pacjent uda się na operację z fałszywymi oczekiwaniami. – Na przykład jeśli oczekuje, że zmiana wyglądu naprawi jego życie seksualne, choć tak naprawdę podłoże problemów seksualnych tkwi gdzie indziej.
Ile z 26 uczestniczek programu wysłało SMS ze zgłoszeniem z fałszywymi oczekiwaniami? Życie pokaże. 26-letnia Marzena, sprzedawczyni z Pionek, na ekranach telewizorów pozbędzie się ogromnego naczyniaka z górnej wargi. Kawałek przerośniętej tkanki zamienił w koszmar życie niebrzydkiej dziewczyny. Jak sama mówi, przez większość życia czuła się przycięta. Kiedy pytam ją o idealny scenariusz jej życia po programie, zaczyna od skończenia studiów. W scenariuszu bardziej idealnym po studiach nie wraca do Pionek, zostaje na przykład warszawianką. A w wyśnionym scenariuszu jej twarz staje się sławna i zostaje kimś ważnym w show-biznesie, najlepiej w telewizji.
Kasia z Lublina wypowiada w programie fundamentalne zdanie: „Ładniejsi ludzie mają łatwiej”. – Tak powiedziałam, bo reżyserowi pasowało – tłumaczy.

Juliusz Ćwieluch

źródło: Przekrój 14/2006

© Beauty w Polsce 2005 - 2017 . Powered by Grafic Art

Top Desktop version