Zyję w przekonaniu , że nie jestem zdradzana - regularnie buszuję w pr męża, a to telefon, poczta itd. Znamy nawzajem swoje hasła, komunikatorów oprócz skype mąz nie posiada , a i z tego rzadko korzysta - widzę gdy jest dostępny, raczej służy do gadania z bratem w Anglii a że kontakt mają słaby ...
Moja czujność jednak zawsze jest w gotowości, taka już ze mnie podejrzliwa bestia. Po tatusiu, o też wiecznie węszy spisek.
Jednak nie wyobrażam sobie jak bardzo by bolało odkryć , że mąż ma kochankę. Coś jak cegłą w łeb. Nie dość że sama myśl że posuwa inną laskę , to jeszcze własna ocena maleje. No bo pewnie jestem za gruba, za stara, za pryszczata, za wszystko. Ja przynajmniej tak mam. Odbieram wszystkie uwagi nawet żarty te z przesłaniem , sarkazm wszystko to do magazynku w głowie i miele .
Muszę być lepsza, najlepsza. Jeśli pochwali coś z żarcia u kogokolwiek, na drugi dzień z książka kucharską w rękach pichcę istne arcydzieło. Tak już mam. Ciagłe doskonalenie.
Nie ufam mężowi bo nie potrafię ufać nikomu. Co to znaczy ufać komuś? Bez zawahania wierzyć że całe życie będzie się na mnie gapił jak na poczatku związku? Że będą mu oczy spermą podchodziły zawsze gdy się rozbiorę. Nie ma chyba takiej możliwości. Sama ostatnio spojrzałam na trenera od piłki u synka w szkole i gdyby nie to że byłam tak grubo ubrana to bym go zaciągnęła w zaciszny kącik ...
Jakies napięcie się wytworzyło, rozmawiajac z nim wyobrażałam sobie takie rzeczy ...
Jak tu ufać że jemu się to nie przytrafia
No to inwigiluje i cieszę się że nie znajduje.