Strasznie skomplikowany i wielowymiarowy temat...ale nie dla mnie.
Dla mnie zdrada(za ktora uwazam seks, jak rowniez i mocne zaangazowanie psychiczne) to KONIEC!!!
Trzymam sie tej zasady bardzo,bardzo mocno.Mam taki kodeks moralny i choc bym sie nie wiem jak bardzo starala,zeby wybaczyc to nie jestem w stanie tego przelknac.Po prostu to jest silniejsze ode mnie.
I wiem co mowie,bo nie jestem nastolatka,wiec to nie sa buntownicze slowa.Gdybym nawet miala meza,a z nim dzieci,wspolny dom,kredyt czy co tam jeszcze... i pojawilaby sie zdrada,to bye bye...walizeczki ma spakowane w 5 sekund i moze sobie zamieszkac u nowej laseczki.
Nie wiem czy zostalam zdradzona w zwiazkach,po prostu nigdy sie o tym nie dowiedzialam,wiec zakladam,ze NIE,ale oczywiscie 100% gwarancji nie mam.
Natomiast mam do opowiedzenia pewna historie...nie wiem po co to robie,chyba dlatego,aby wyrzucic to z siebie i komus sie wygadac.
Poznalismy sie w pracy,od razu wpadl mi w oko,ja jemu chyba tez,bo opowiadal wspolpracownikom,ze jestem bardzo ladna,po kilku tygodniach on z niej odszedl,ale utrzymywalismy kontakt sporadycznie.Po kilku miesiacach wskoczylismy na nowy etap znajomosci(z jego incjatywy)-codzienne spotkania,kazde wolne chwile spedzane razem,wspolne odprowadzanie sie do pracy,zakupy,kolacje,lezenie w lozku(bez seksu),ogladanie filmow,rozne wyglupy,itd.Wszystko jak w zwiazku,ale bez seksu,pocalunkow i tego ostatecznego ''tak,jestesmy razem''.
Cos wisialo w powietrzu...bylo to tak bardzo oczywiste,ze zmierzamy ku zwiazkowi.
On pare razy pytal niby w zartach...co z tym naszym zwiazkiem?Nie wiem,moze powinnam byc bardziej zdecydowana i powiedziec ''Tak,chce byc twoja dziewczyna''...Ale,chociaz nie jestem niesmiala,to uwazam,ze pewne kwestie powinny pasc z ust faceta,do tego ja nie lubie dupowatych kolesi,co chcieliby,a sie boja..
Zreszta...dalsza czesc...
Po 3 miesiacach takiego ''romansowania'',on przespal sie kilka razy ze stara baba(sorry wielkie za to okreslenie,nie chce nikogo urazic,ale to brzydkie slowo najbardziej pasuje do tej sytuacji,gdzie koles ma 20-kilka lat,a kochanka ponad 50 ) Gdy sie dowiedzialam o tym,to serce mi peklo na kilka kawalkow. Bylam juz bardzo zaangazowana psychicznie i przyzwyczajona do niego.Od tego czasu nasze stosunku ulegly ochlodzeniu,ja mu bardzo brutalnie powiedzialam co o tym mysle,a ze pyskata i wygadana jestem,to coz...milo nie bylo.Po kilku tygodniach spotkalismy sie w moim domu i on probowal sie ze mna przespac,ale odmowilam. Tak strasznie zabolala mnie tak historia z ta baba,ze nie moglam.I wiecie co sie stalo?Po kilku dniach...przespal sie z jeszcze inna kobieta!!!
Jak sie dowiedzialam,to calkowicie kazalam mu sie wynosic z mojego zycia...wiadomo,nie bylismy tylko znajomymi,bo bylo...bo wisialo to ''cos'' w powietrzu.Nie chcialam z nim utrzymywac kontaktow,bo..Zwiazek?A na czym tu budowac milosc?Zaufanie? Brak!!!Wiernosc? Brak!! Jak facet w fazie ''motylkow'' chodzi na inne,to co bedzie za 3,5,10 lat?!!!Wiadomo,pogonilam go w cholere.
No,ale ze serce nie sluga...to...zaczelismy sie znowu spotykac. Tylko po kolezensku,co prawda,ale poswiecam na tego skurczybyka moj cenny czas.
Mysle,ze sie naprawde w nim zabujalam ,bo w innej sytuacji,nawet nie zamienilabym z nim kilku slow,bo tym jak mnie tak wpuscil w maliny.
Teraz on juz ponad rok czasu za mna lata,zabiega,ciagle chce sie umawiac,kupuje prezenty...Powiedzial paru osobom,ze jestesmy razem(za moimi plecami).Widze,ze patrzy na mnie cielecymi oczyma,ze mu sie podobam,chce sie przytulac.Ciagle telefony i smsy.Ostatnio bedac z nim na drinku,rozmawialismy o milosci,tak ogolnie i on mi powiedzial-''ja spotkalem ciebie''(w kontekscie odnalezienia partnera zyciowego),innym razem,ze chcialby miec ze mna dzieci. On jest tak jakby niesmialy w stosunku do mnie,bo wie co przeskrobal i ze ja wcale nie jestem sklonna wskakiwac w jego ramiona.Nie wiem w sumie dlaczego on to wszystko mowi,myslicie,ze sie podkochuje?
Najgorsze,ze on mi sie bardzo podoba fizycznie,pociaga mnie,charakterologicznie tez mi odpowiada(oczywiscie-te wyskoki,to masakra),ale ogolnie facet jest inteligenty,wygadany,no...bardzo dobrze sie czuje w jego towarszystwie,jestesmy bratnimi duszami.
I strasznie peka mi serce,ze nie bedziemy razem.
Bo ja mu nigdy nie popuszcze i nie przebacze tych ''zdrad'',tego,ze majac mnie do ''dyspozycji'' wybral inne(ok,odmowilam mu seksu,ale on znal przyczyne i byla nia ta ''zdrada'',wczesniej mialam dzika ochote na niego i mysle,ze on o tym dobrze wiedzial). Pewnie do konca zycia bede go wspominac,myslec,a co by bylo ...gdyby...no,ale coz.Nie wyobrazam sobie tego wszystkiego,teraz mam kilka dni wolnego,jestem poza miejscem zamieszkania,jak wroce,to zamierzam porozmawiac z nim ostatecznie i zerwac kontakt.Mysle,ze tak bedzie dla nas najlepiej,nie chce dawac mu nadzieji na zwiazek,bo jestem bardzo pamietliwa i zawzieta,albo jest 1000% tak jak chce,albo nie ma wcale.
Bardzo mi szkoda tej niespelnionej milosci. Poniewaz z mojej strony uczucie do niego bylo bardzo prawdziwe i mialam bzika na jego punkcie(w tej poczatkowej fazie znajomosci-oczywiscie).
Eh...dziwnie wyszlo to wszystko,a juz myslalam,ze znalazlam druga polowke.