A ja jestem dumny z jednego. Gdy parę ładnych lat temu usłyszałem wyrok, że moje dziecko ma 10% szans na przeżycie (dwa nowotwory - chłoniak rozsiany po całym organiźmie i białaczka limfoblastyczna), to ja się nie poddałem i pomimo tego, że rozpadało mi się małżeństwo bo żona znalazła sobie młodszy model, musiałem zmienić pracę, umarł mój ojciec, siostra i człowiek został sam z umierającym dzieckiem mieszkając z nim w szpitalu na onkologii - udało mi się go wyrwać śmierci.
Pomimo tego, że człowiek teraz ma parę zmarszczek, siwy włos i po raz kolejny rozpoczynam życie na nowo, to najważniejsze jest to że moja Pociecha żyje i ma się dobrze. Wbrew wszystkiemu i wszystkim. Właśnie moje dziecię wyjechało na ferie po przejściu wietrznej ospy. Po raz pierwszy w życiu cieszyłem się, że dziecko zachorowało na zakaźną chorobę. Upiłem się kiedy wyzdrowiał. Ze szczęścia - bo to oznaczało, że bez przeszczepu mój Hero zregenerował szpik i jest wyleczony. Naprawdę jestem z tego cholernie dumny.
Pamiętam każdy dzień i noc spędzoną z dzieckiem w szpitalu - i wiem, że warto było stracić wszystko by zyskać życie dziecka.
Miłego dnia życzę.