Moderator: Zespół I
U mnie było podobnie. Zaczęło się od listy gości, że mamy zaprosić tą ciotkę i tego wujka i nie było ważne, że ja ich w ogóle nie znam, a mój mąż ledwo. Przy jednej parze się zgodziłam, ale przy kolejnych gościach powiedziałam nie, zwłaszcza, że wkład mojej teściowej w ślub był praktycznie żaden.[Inez] pisze:Mam wrażenie że jej zdaniem ja uważam że moja rodzina jest najważniejsza. Ona natomiast nie przyjmuje do wiadomości, że np w święta chciałabym odwiedzić też swoją rodzinę, która jest oddalona o kilkaset km, a nie całeświęta spędzić z nią. Boję się, że jak przyjdzie czas ślubu to będzie się panoszyć.... i rządzić :/
[Inez] pisze:A ja mam taką trochę dziwną sytuację co do mojej teściowej, niby wszystko fajnie, ładnie i miło ale czasem jednak mam wrażenie że nie do końca i ze jakby mogła to by mi szpilę wbiła. Na początku najbardziej denerwowało mnie to iż ciągle tylko wychwalała swojego drugiego syna (brat narzeczonego) że on to, że on tamto, że taki wspaniały ah i oh. Nie wiem czemu tak go wychwalała, skoro syna nigdy nie było w domu, gdy go potrzebowała, na okrągło pracował i generalnie miał dom "gdzieś". Później zadłużyła się po uszy, zeby pomóc tamtemu synowi w rozwinięciu interesu, latami będzie jeszcze spłacała ten zaciągnięty kredyt. A syn co? Zero wdzięczności, interes mam wrażenie lada moment upadnie, nie ma od niego żadnej pomocy ani finansowej ani wsparcia, nie dokłada się do utrzymania domu ani nic. Jak coś się natomiast stanie, coś się w domu zepsuje dzwoni do drugiego syna (mój narzeczony) i liczy na to, że będzie np w nocy jechał do niej z drugiego końca miasta bo np wysiadły korki, albo tv się nie włącza... Sytuacja jest o tyle niekomfortowa, że za jakiś czas bierzemy ślub, i ona nie będzie mogła nam pomóc tak jak pomogła drugiemu synowi, może bez sensu się przejmuję ( ślub organizujemy i tak sami bez pomocy rodziców)ale wg mnie rodzic powinien traktować sprawiedliwie wszystkie swoje dzieci. Ponadto niby jest dla mnie miła, ale czasem ma jakieś dziwne akcje np gdy dowiedziała się, że moja suknia ślubna będzie szyta na zamówienie zobiła wielkie oczy, tak jakbym nie wiadomo co sobie wymyślila...A przecież w dzisiejszych czasach to normalka. Domyślam się, bo wprost nigdy tego nie usłyszałam, że ona uważa że to ja rządze jej synem, że to przeze mnie nie możemy do niej np przyjechać wtedy gdy chce. Mam wrażenie że jej zdaniem ja uważam że moja rodzina jest najważniejsza. Ona natomiast nie przyjmuje do wiadomości, że np w święta chciałabym odwiedzić też swoją rodzinę, która jest oddalona o kilkaset km, a nie całeświęta spędzić z nią. Boję się, że jak przyjdzie czas ślubu to będzie się panoszyć.... i rządzić :/